Ostatni dzien na Gran Sabanie. Meczacy i trudny dla wielu z nas. Dzien podrozy nocnym autobusem. Skwar przejmujacy, wiry w kichach i kolejne odslony "czlowieka biegunki". Ale co tam, w koncu bylismy w Brazylii. Miejscowosc przygraniczna, turystyczna. Zupelnie inaczej niz w Santa Elena. Spokoj, cisza. Ulice uporzadkowane. Sklepy czyste, a restauracje przyjazne. W jednej jedlismy obiad. Tylko 60 Bolivarow od osoby i mozesz brac, co chcesz. Grill na swiezym powietrzu, miesiwa po pachy. Od ryb po wolowine i kielbaski z piersi kurczaka. Ponoc pyszne... Nie jadlem. Jeszcze kilka pamiatek. Fotek z granicy i odjazd.