Z samego rana ruszylismy z Danielem, naszym przewodnikiem i opiekunem z Laguna Park w odlegle rewiry Gran Sabany. Wszyscy uzbrojeni w laczki ogrodowe a´la Tesco i przewietrzone w wenezuelskim wietrze koszuliny. Dzisiaj dzien powital nas rzesistym deszczem, a zapowiadano nam wczoraj kapiel w wodospadzie. Lalo jak z cebra, ale miejscowi zapewniali, ze bedzie za jakis czas ok. Wyjazd do parku narodowego Wenezueli przez Sante Elene. Miasteczko polozone przy granicy z Brazylia, ok. 12 km. Wczoraj wydawalo sie mocno chaotyczne, brudne i zupelnie nieuporzadkowane. Dzisiaj odnalezc mozna jakis porzadek. Sklep sportowy, obok marcado spozywcze, za chwile w waskim przejsciu jakas lokalna knajpa, z boku mechanik samochodowy i chinski supermercado. Wszystko zaczyna sie ukladac, tylko trzeba najpioerw patrzec wertykalnie, a dopiero pozniej horyzontalnie. I to nie za szeroko, bo moizna zgubic granice. Widoki znakomite. Odjechalismy ok. 100 km od Santa Elena. Z kazdej strony typowe dla Wenezueli tepui, czyli gory stolowe, ich skarb narodowy. Gdzies tam w oddali schowana za kolnierz chmur Roraima, najwieksza gora Gran Sabany. Najpierw dotarlismy do ukrytego we wzgorzach i lesie wodospadu rozlewajacego sie na czerwonej skale, ktora jest jednym elementem i wyglada niezwykle. Tam udalo nam sier zrobic drugie, grupowe zdjecie. Co jest sztuka, musze przyznac. Niestety nie mam mozliwosci umieszczenia ich z tego miejsca. Potem wycieczka nabrala tempa. Dotarlismy do drugiego wodospadu, gdzie wsrod skal wykapalismy sie w calosci. Kiedy konczylismy dotarla pod oczko grupa turystow, jakies 40 osob, caly autokar. Jedna z kobiet z oddali tak nas przywitala "wszystko rozumiemy"... pielgrzymka z czestochowy... z odleglego wschodu Polski.... tak ni zywej duszy nie uraczysz, a tu polska wycieczka. Potem jeszcze mielismy okazje zjesc z nimi w jednym przydroznym barze la comida. My typowe szatkowane, wenezuelskie, tradycyjne steki z ryzem i czarna fasola oni "pollo", czyli kurczaka, ale rownie dobrego, jak zapewniali... Wlasnie zaatakowal mnie jakis robal podobny do konika polnego, ale zdecydowanie wiekszy...Czas konczyc, moskity tna jak trzeba, wszyscy mowia, ze malaria jest, ale nasze malarone zostalo w bagazach... A propos... bagazy nie mamy. Jeszcze... Wybaczcie moj styl i jezyk, ale wszystko czynie w pospiechu na wolnym powietrzu, przy cholernie ospalym komputerze i kasajacych moskitach... Jest juz ciemno... i nie wiadomo, co po tobie lazi... Hasta luego..